Nocną jazdę zakończyliśmy gdzieś około 3 – 4 nad ranem.. gdzieś na słowackim polu. Na szczęście było to w pełni planowane. Pospaliśmy do godziny 7-8 i ruszyliśmy dalej. Niewiele zostało nam do granicy z Węgrami. W najbliższym sklepie zakupiliśmy pare pierdułek do auta plus olej i ruszyliśmy dalej.
Około południa byliśmy już na Węgrzech, gdzie w przydrożnym barze musieliśmy skosztować gulaszu. Świetny patent na przyprawianie zupy – dostaliśmy słoiczek ze swoiskim Ajvarem i mogliśmy nim regulować ostrość gulaszu dodając do zupy.
Węgry z racji że spędziliśmy tydzień na Śląsku musieliśmy przejechać bardzo szybko by wieczorem być już w Serbii. Dzięki poradzie Bartasa, ominęliśmy główne przejście graniczne by przejechać prawie bez zatrzymywania przez malutkie przejście w miejscowości Bácsalmás.
Pierwszym naszym przystankiem w Serbii były ruiny bazyliki Araca – https://en.wikipedia.org/wiki/Ara%C4%8Da
Piękna monumentalna budowla… gdzie rozwaliliśmy naszego drona…
jak to mówią:
– jakie jest najlepsze ujęcie?
– ostatnie.
Na noc pojechaliśmy do miejscowości Novi Becej, gdzie bez problemu znaleźliśmy gościnie i mogliśmy zostać na noc za 10€ od osoby. W tej miejscowości po raz pierwszy spotkaliśmy się z klepawicą, przepysznym mięsem podawanym w bułce, dla ułatwienia dla turystów nazywanym małym hamburgerem. Rewelacja polecamy każdemu.