Od rana tradycyjnie już, wyprawa do garażu z szybkim śniadaniem w Żabce… jednak hot-dogi z Orlenu są dużo lepsze 😉
Praca nad włożeniem slinika nie szła tak dobrze jak byśmy chcieli, pomimo że nie zdecydowaliśmy się na jakieś dodatkowe serwisi.. włożyć i zapomnieć.
Po pracy, dzięki informacji od Karola, dowiedzieliśmy się że w pobliży jest opuszczony szpital, który bez większych problemów można zwiedzać. I to stało się naszym planem na popołudnie.
Rzecztwiście znaleźliśmy opuszczony szpital, do którego staraliśmy się wejść… jak się okazało od tyłu było to dużo prostsze niż nasze wejście od fronu:)
Szpital został zamknięty w 2004 roku i od tamtej pory postępuje jego degradacja. Klimat miejsca jest niesamowity, szkoda niestety że został tak zniszczony przez łupieżców i okolicznych bezdomnych którzy tam do dziś znajdują swoje schronienie.
Najciekawszy miejsce jakie znaleźliśmy było prosektorium, z kamiennym stołem zabiegowym… czy jak to nazwać, oraz piecami do utylizacji.
Powrót oczywiście nie był taki łatwy i trzeba było poczekać trochę na autobus.. więc piwko w klimatycznej knajpie z Retro szafą grającą zaraz przy dworcu.