„Na Słońca wschód”, dzień 7. Rosja

Pei-Wen z Tomkiem ruszyli taksówką do Saratowa załatwić wizę, a reszta zajęła się reanimacja Uazów. W między czasie kolejni goście pojawiali się jak duchy w książce Stasiuka, policjanci i lokalni gieroje, oczywiście z arbuzem 🙂

Zastał nas wieczór, a nasi kamraci jeszcze nie wrócili, ich telefony nie odpowiadały, przez co czuć było delikatne napięcie. Ponownie przyjechali tubylcy i zaproponowali nam poczęstunek z lokalnych specjałów. Rozsiedliśmy się przy stole, biesiada w języku kazachsko-rosyjsko-polsko miganemu trwała długo. W pewnym momencie został już tylko jeden z gości- Ruslan. Zamówił kebaba z dowozem na nasze obowozisko zwane już Tczewgoszczą, tudzież Tczewbydgoszczstanem. Okazało się, że odpowiednikiem naszego kebaba jest u nich pieczony kurczak z worka foliowego. Smakował zdecydowanie lepiej niż wyglądał. O 23 rozpoczęliśmy tańce. Bałagan z Pei-Wen wrócili na już całkiem dobrze rozkręconą imprezę. O północy zabrzmiało głośne urodzinowe sto lat dla Kasi. Impreza rozkręciła się na dobre gdy okazało się, że niestety nic nie można załatwić i Pei-Wen musi jechać po nową wizę do ambasady w Moskwie! Długo spieraliśmy się czy jechać z nią czy kontynuować naszą wyprawę. Ostatecznie, decyzją Pei-Wen, podróż kontynuowaliśmy oddzielnie 😞

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *