Kilka tygodni temu wspólnie z Jarkiem stwierdziliśmy, że zdecydowanie mamy zbyt przegrzane głowy i czas znów ruszyć na szlak. Decyzja wahała się pomiędzy Rumunią a Słowenią. Z racji ilości czasu… wybór padł na Słowenie. Przyznam, że też trochę bardziej naciskałem na ten właśnie kierunek z własnej ciekawości, aby zweryfikować rzeczy, które słyszałem o Słowenii.
Wyruszyliśmy w piątek o godzinie 20.. Tak, aby na śniadanie znaleźć się przynajmniej na Węgrzech. I tak się stało…