Przekroczenie granicy było niemałym wydarzeniem. O ile już Kazachstan robił na nas ogromne wrażenie, o tyle przekroczenie granicy z Kirgistanem był kosmosem. Czuliśmy się jak byśmy wjeżdżali do kraju trzeciego świata. Rozpadające się budy tuż za granicą, drogi z gównolitu i wszechobecny chaos w środku nocy budził niemałe zdziwienie. JEST SUKCES! DOTARLIŚMY DO CELU, JESTEŚMY W KIRGISATNIE!!! Zaraz za granicą- pierwsza kontrola milicji. Na szczęście nic poważnego. Pełni radości ruszyliśmy w poszukiwaniu miejsca na camping. Radość z osiągnięcia celu spowodowała, że sobie trochę bardziej pozwoliliśmy z prędkością i nie trwała zbyt długo. Niezawodny UAZ dał o sobie znać –„Łut łut, jeb jeb jeb” i stanęliśmy. UAZ Ciuralla jak zawsze wybrał miejsce postoju. Linka holownicza i go go Power Rangers. Gdziekolwiek, byle dalej od głównej trasy. Nagle rozbrzmiały koguty i kolejna kontrola milicji. Kolejne pogaduchy.. co, gdzie, po co, gdzie śpimy, co robimy… Przekazaliśmy odrobine suvenirów z Polski … Było ich dwóch więc trzeba było dołożyć podwójnie. I nagle bez żadnych problemów można ujeżdżać dalej. Doholowaliśmy się w najdalsze miejsce w jakie daliśmy rade się holować i rozbiliśmy obóz. Poranek pokazał nam coś niesamowitego, UAZ wybrał na camping taras widokowy na zapore Kirov. Wspaniały widok, wielka zapora z lazurową wodą, twarz Lenina wykuta w oddali na budynku tamy, a wokół same góry. Po porannej kawie konieczne było rozdzielenie się grupy. Na pokładzie Czarnego Natalia z Tomkiem ruszyli szukać części do UAZa… z powrotem do Kazachstanu. Reszcie nie pozostało nic innego jak zajęcia w podgrupach na zabicie czasu. W przeciwieństwie do campu Ozinki, tu było co robić. Góry, zalew i piękna okolica pozwoliły na aktywne spędzenie popołudnia, ale nawet to po jakimś czasie okazało się niewystarczające. Po 8 godzinach na słońcu i deficycie wody stwierdziliśmy, że trzeba się wybrać do najbliższego magazinu. Jeden z tubylców powiedział, że miasto jest 2km od nas. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że miejscowi totalnie nie mają poczucia odległości.. złapaliśmy stopa, a miasto okazało się być nie 2, a 20 km od nas. Centrum miasta było targowisko połączone z dworcem busów i taksówek. Samo targowisko jak na europejskie standardy było niecodziennym widokiem. Role budek z towarem pełniły kontenery, a tuż obok skarpetek można było znaleźć worki z fasolą, mięso i lokalnego spawacza. Na ulicach co 15 m leżały stosy arbuzów i melonów. Co jakiś czas miejscowi zainteresowani białymi twarzami robili sobie z nami zdjęcia. Po zakupach z racji dużej odległości od campu zdecydowaliśmy się na taksówkę (a co, zaszaleć można!). Z krajów, w których byliśmy Kirgistan wyróżniał się najlepszymi autami, na ulicach można było zauważyć już nowsze i zachodnie pojazdy (mamy wrażenie, że auta z polskich skupów, przeżywają swoją drugą młodość właśnie tutaj). My akurat trafiliśmy na 30-letnie Audi 100, ale było w świetnym stanie – prawie wszystko w nim latało. Dotarliśmy do obozu, a chwile po nas Czarny. Tomek z Natalią spotkali w mieście sprzedawcę części, który tak się przejął naszym problemem że rzucił wszystko żeby tylko zająć się nimi. Jedną ręką dzwonił, drugą pisał wiadomości. 15 telefonów, dużo zamieszania, twarde negocjacje i łapa do silnika i wiatrak załatwione! Zwycięstwo! Wrócili z tarczą. Wymęczeni po całym dniu walki ze słońcem postanowiliśmy się wykąpać w… zalewie. Nie była to kąpiel rekreacyjna, bynajmniej! Szampony i żele poszły ruch. Chłodna woda była jak zbawienie, a z tak dużej ilości koniecznie trzeba korzystać (nie wiadomo kiedy następny prysznic). Czyści i pachnący ruszyliśmy zaspokoić nasze brzuchy i napełnić je zawartością kolejnych słoików. Wieczory w Kirgistanie są bardzo chłodne, padł więc pomysł żeby rozpalić ognisko. Pojechaliśmy załatwić drewno. Zatrzymaliśmy się przy pierwszym budynku przed miastem. Okazało się że jest to magazyn sprzedający fasolę. Przywitali, ugościli, wspaniali ludzie. Dostaliśmy wodę i drewno zupełnie za darmo. Dzień zakończyliśmy przy ognisku, pod gwiazdami przy muzyce akordeonu i śpiewach bawiących się nieopodal lokalesów.