Późnym popołudniem dotarliśmy pod granicę z Kirgistanem. Oczywiście wybraliśmy mniej popularną granicę, która okazała się zamknięta ze względu na zły stan dróg. Konieczna była podróż na kolejne przejście graniczne niedaleko miejscowości Talas.
Jadąc znaleźliśmy trasę, która biegła przez zaporę. Droga była podejrzanie zagrodzona szlabanem, ale żaden szlaban nie jest dla na przeszkodą. Kiedy byliśmy w połowie zapory z naprzeciwka na pełnej prędkości sunął w naszą stronę samochód. Gdy podjechał bliżej okazało się, że siedzi w nim dwóch policjantów –pierwsza myśl: „Mamy przeje…”. Wycofaliśmy się powoli, za szlaban i grzecznie przywitaliśmy się ze stróżami prawa. No i, jak zwykle, zadziałała „Magia Bałagana”. Stróże tamy ewidentnie nie wyglądali na zadowolonych, kompletnie nie rozumieli dlaczego akurat wybraliśmy tę drogę skoro ta właściwa była 10 m dalej. Jedynym słusznym językiem- migowo-polsko-ruskim Bałagan „wyjaśnił” sprawę i skwitował krótko: „Czas,czas.. My na kordon, musim ujeżdżali. Lasfidania” i pojechaliśmy zostawiając zdezorientowanych stróży z grupką lokalnych dzieci. Kolejna udana i ”bezbolesna” konfrontacja z tutejszą policją zaliczona! Do teraz nie wiemy kto był bardziej zdziwiony- my czy oni 😛 Wjechaliśmy do miejscowości Talas, szybko okrzykniętej kazaskim Las Vegas. Ulice przepełnione były wypasionymi limuzynami, a co jakiś czas widać było grupki elegancko ubranych tubylców. Wokół widniało mnóstwo kolorowych świateł. Istne Las Vegas (na miarę Kazachstanu)! Nam imprezy nie w głowie, był najwyższy czas na tankowanie.. ale za co? Przy wyjeździe z kraju każdy był doszczętnie spłukany z kazaskiej waluty. Zaczęły się gorączkowe poszukiwania kantoru. Trwało to sporo czasu i tylko dzięki pomocy Jewgieniego, kazacha pochodzenia ukraińskiego, udało się znaleźć szybko kantor i dodatkowo przejechać Audi A6. Był już najwyższy czas na kolację- kebaba! Potem od razu na granicę.